Internet bez newsletterów jest jak Boże Narodzenie bez Kevina – niewyobrażalne. Jakkolwiek nie zaklinalibyśmy rzeczywistości, elektroniczne prenumeraty treści zostaną z nami na dłużej, ponieważ z jednej strony odbiorcy mogą korzystać z dobrodziejstw otrzymywania informacji bezpośrednio (oraz tak miłych sercu rabatów i kuponów), z drugiej zaś strony marketerzy oraz inni członkowie wirtualnego ekosystemu na pstryknięcie palców mają dostęp do setek lub tysięcy osób, które kryją się za adresami e-mailowymi. Czasem chcą tego dostępu tak bardzo, że przymykają oko na obowiązujące regulacje prawne i naruszają sferę komfortu użytkowników internetu, wysyłając im tony niepożądanych e-maili – co można potraktować jak wysypywanie komuś elektronicznych śmieci na wycieraczkę, licząc, że się ucieszy.