Emocje vs racjonalne myślenie: kluczowe elementy budowania marki i sprzedaży online
Artur: Emocje czy racjonalne myślenie – co odgrywa według Was kluczową rolę w procesie budowania marki i sprzedaży online?
Prof. Rafał Ohme: Chociaż mogłoby się wydawać odwrotnie, to emocje a nie racjonalne myślenie pchają nas do działania. Najpierw pojawia się impuls, następnie działamy, a dopiero później zaczynamy się nad tym zastanawiać. To fakt udokumentowany już w połowie lat 80. XX wieku przez Josepha LeDoux. W każdej życiowej sytuacji – w domu, w biurze czy sklepie – to właśnie emocje nadają kierunek naszym czynom. Ludzie to tzw. skąpcy poznawczy, a ich mózgi, jeśli tylko mogą, chodzą na skróty, posiłkując się zgromadzonymi wcześniej informacjami i sieciami połączeń, których nie są zazwyczaj świadomi.
POLECAMY
Często nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego będąc w supermarkecie sięgnąłem właśnie po ten groszek w puszce a nie inny, dlaczego wolę przebywać w towarzystwie tej a nie innej osoby itd. Nawet jeśli udzielimy odpowiedzi, to są to często tzw. postracjonalizacje, czyli motywy, które owszem, wpływają na decyzje, ale niekoniecznie w takim stopniu jak nam się wydaje. Tak samo ma się rzecz z postanowieniami noworocznymi. Oświadczamy sobie i naszym bliskim, że zaczniemy chodzić na siłownię, czytać więcej książek i spędzać mniej czasu przed telewizorem, jednak zwykle większość z tych postanowień się nie spełnia. Dlaczego? Ponieważ w takich przypadkach kierujemy się racjonalnością, a brak emocjonalnej siły nie prowadzi do podjęcia konkretnego działania. Prawdą jest też to, że nie da się kierować wyłącznie emocjami. Potrzebujemy rozumu, dlatego człowiek został wyposażony w dwa uzupełniające się ośrodki: emocjonalny i racjonalny. Kiedy ze sobą współpracują, osiągamy najlepsze efekty, o czym piszę w swojej książce Emo Sapiens: Harmonia emocji i rozumu. W procesie budowania marki musimy uwzględnić zarówno to, co jest ważne w warstwie racjonalnej, jak i emocjonalnej. Pamiętajmy, że konsument nie będzie zainteresowany marką samą w sobie, tylko raczej samym sobą.
Co to oznacza? Im bardziej marka będzie dopasowana do potrzeb klienta, tym silniej zwiąże się on z tą marką. Dobrym przykładem jest Nike ID, który w prosty sposób komunikuje się z klientem: „ Mamy dla Ciebie buty odpowiadające w 100% Twoim potrzebom”. Możesz wybrać materiał, kolor każdego elementu, a nawet umieścić na nich ważny dla siebie komunikat czy hasło. To silna emocja związana z tworzeniem, ale też wyrażaniem siebie – w ten sposób marka buduje link na zasadzie dopasowania do konsumenta. Podsumowując: umiejętność nawiązania niemalże intymnej relacji z klientem dzięki pozytywnym doznaniom (tak powinniśmy tłumaczyć niezwykle popularny obecnie termin „experience”) oraz algorytmom big data i sztucznej inteligencji, pozwala traktować te dane nie tylko jako „masę”, ale i jednostkę – każdego z osobna. To z kolei umożliwia budowanie związku opartego na doświadczeniu i emocjach – dzięki temu budujemy lojalność i WOM, czyli najważniejsze cechy brandu, które potęgują sprzedaż.
Artur: EEG, GSR, ET... Dużo nowych skrótów. Jak digital marketer mógłby wykorzystać technologię i badania w skuteczniejszej komunikacji w internecie w praktyce?
Natalia Suska: Do tych skrótów dodałabym jeszcze RT, czyli pomiar czasu reakcji. Tak naprawdę internet i social media dają nam duże pole do popisu w kontekście przekazywania emocji. I to emocji wyższych, które budują lojalność klientów. Emocje pierwotne (wzbudzane w układzie limbicznym) budują błyskawiczną relację, za to wyższe (ze sterownikami w płatach czołowych) gwarantują jej trwałość i odporność na pokusy. Dzięki konsekwentnie i spójnie prowadzonej komunikacji w mediach społecznościowych mamy możliwość przekazania swojemu klientowi więcej emocji niż w krótkiej reklamie telewizyjnej. Budując relacje z klientami w internecie, właściwie napotykamy podobne problemy, co w przypadku komunikacji offline.
Digital marketer również musi dbać o dobór słów w komunikacji swojej marki, usługi lub produktu. Przed podobnym dylematem stoi w sytuacji wyboru koncepcji lub kreacji reklamowej. Jak to wygląda w praktyce od strony badawczej? Najlepiej rozpocząć od sprawdzenia tego, CO MÓWIĆ. Służy temu metoda oparta o pomiar czasu reakcji, która określa Indeks Pewności odpowiedzi (Confidence Index). Gdy wiemy już, co powinniśmy komunikować i jakimi atrybutami się posługiwać, nadchodzi czas na sprawdzenie tego JAK MÓWIĆ. I tu zastosowanie znajdują pomiary EEG, GSR i ET. Za pomocą tych narzędzi możemy sprawdzić skuteczność komunikacji połączonej z kreacją. Pomiar reakcji mózgu ukazuje, jakie emocje wywołuje reklama czy kreacja strony internetowej. Ważne jest zachowanie spójności, zarówno w warstwie komunikacyjnej, jak i egzekucyjnej. Tak duży wybór narzędzi i miar w badaniach neuromarketingowych daje szerokie możliwości testowania, co pozwala uniknąć kosztownych błędów w tworzeniu kampanii reklamowych.
Artur: Gdzie jest granica dzisiejszych możliwości neuromarketingowych w kontekście prześwietlania mózgu czy wpływania na zachowanie konsumentów?
Michał Matukin: Neuromarketing to stosunkowo młoda dziedzina i dopiero stawia swoje pierwsze kroki w „prześwietlaniu mózgu”. Patrzyłbym na to raczej jak na ewolucję tradycyjnych badań, której celem jest minimalizowanie ograniczeń jakie tradycyjne badania napotykają w związku z barierą świadomości i tego, co poznawczo jest ludziom dostępne. Dzięki nowoczesnym urządzeniom potrafimy analizować aktywność elektryczną kory mózgowej i wnioskować o podstawowych stanach motywacyjnych, takich jak dążenie czy unikanie, a także rozpoznajemy aktywność pamięci czy uwagi wzrokowej. Mimo to daleko nam jednak do „czytania myśli” czy „zaglądania we wspomnienia”. To raczej przypomina obserwację reakcji psychofizjologicznych czy emocjonalnych odruchów, dzięki czemu możemy wyciągać wnioski na temat funkcjonowania mózgu i nas samych. Dokładnie tak, jak do niedawna robiliśmy to wykorzystując tradycyjne metody pomiarowe typu papier i ołówek. Przewaga polega na tym, że dzięki neuronauce nasze obserwacje stają się coraz bardziej obiektywne, a co za tym idzie – mniej podatne na zniekształcenia.
Neuromarketing nie stara się wpływać na zachowanie konsumentów bardziej niż tradycyjne podejścia, on po prostu dostarcza innych narzędzi. Aby jednak uspokoić wszystkich powiedzmy sobie jasno – nie ma w naszym mózgu „guzika zakupowego”, po naciśnięciu którego wszyscy pójdziemy do sklepu kupić dany produkt. Każdy z nas jest inny, każdemu może się podobać coś innego i z innych powodów może sięgać po ten czy tamten produkt. Neuromarketing uwypukla te różnice i sprawia, że możemy łatwej komunikować się z odbiorcami, ograniczając to, co wywołuje negatywne reakcje. Jednak i tak ostatnia decyzja należy do konsumentów i zostanie ona podjęta świadomie.
Słownik pojęć
- EEG (istotność – długoterminowe oddziaływanie) odzwierciedla motywację dążenia vs. unikania w odpowiedzi na bodziec (np. komunikat, produkt lub markę). Pomiar ten bazuje na paradygmacie asymetrii mózgowej opracowanej przez prof. Richarda Davidsona, który mówi o różnicy w aktywności neuronalnej między prawą a lewą półkulą. Jeśli różnica aktywności płatów jest dodatnia (lewa półkula wykazuje większą aktywność), mówimy o motywacji dążeniowej. Jeśli zaś jest ujemna (aktywność prawej strony jest silniejsza), mamy do czynienia z motywacją unikania. Dążenie interpretowane jest jako coś istotnego, pozytywnego i angażującego. Unikanie zaś jako coś niepożądanego, negatywnego, z czym się nie identyfikujemy. Reakcje emocjonalne mogą być też neutralne (kiedy obie półkule są tak samo pobudzone).
- GSR (pobudzenie – krótkotrwałe oddziaływanie) opiera się na reakcji skórno-galwanicznych, stąd skrót GSR (galvanic skin response). Mówi o intensywności przeżywanych emocji, co ma związek ze zmianą oporu elektrycznego skóry (kiedy np. pocimy się to opór maleje). Miara pobudzenia interpretowana jest jako „chęć do działania” i ma krótkotrwały charakter. Pobudzenie nie ma kierunku, jednak liczne badania wskazują, że wyższe pobudzenie idzie w parze z chęcią zakupu.
- ET (uwaga wzrokowa) polega na śledzeniu ruchów gałki ocznej w trakcie kontaktu z bodźcem (np. reklamą). Miara ta pozwala określić nie tylko na jakich elementach koncentruje się wzrok konsumentów, ale też z jaką intensywnością oraz w jakiej kolejności (tzw. hierarchia percepcji). W połączeniu z EEG i GSR pozwala ona zidentyfikować źródło reakcji emocjonalnych.
- RT (czas reakcji – Indeks Pewności) to miara mówiąca o stopniu pewności deklarowanej postawy. Pewność ta określana jest przez czas (mierzony w milisekundach) potrzebny na udzielenie odpowiedzi w ankiecie. Pomiar ten bazuje na założeniu, że im większa pewność, tym postawa jest bardziej ugruntowana i trudniejsza do zmiany (wyższy Indeks Pewności). Fakt ten został udowodniony przez Russell’a Fazio z Uniwersytetu Stanowego w Ohio, który wykazał, że korelacja pomiędzy postawami a późniejszym zachowaniem jest istotnie wyższa w przypadku osób, których opinie cechował szybki czas reakcji, a więc większa dostępność postawy.
Oryginalne badania w dziedzinie biometrii i emocji – ważne odkrycia i ich zastosowanie w marketingu
Artur: Najbardziej oryginalne (i być może zaskakujące pod kątem uzyskanych wyników) badanie w dziedzinie biometrii i badania emocji to...
Michał Matukin: Trudno wymienić tutaj jedno badanie czy jednego autora. Należałoby zacząć od badań dotyczących emocji, a wybitnych osobistości zajmujących się tym zagadnieniem nie brakuje. Nie mamy ani miejsca, ani czasu by wymienić wszystkich, którzy wyznaczali trendy w tej dziedzinie, dlatego wspomnę tylko o tych najbardziej znanych. Joseph LeDoux, którego książka Mózg Emocjonalny zwróciła uwagę psychologów tamtych czasów, podnosząc niezwykle ważny głos w sprawie genezy emocji i tego, co jest pierwsze: emocja czy poznanie. Warci wymienienia są także: nasz rodak, Robert Zajonc, który pokazał, jak szybko emocje mogą przenikać nas i wpływać na nasze sądy; Antonio Damasio, który zwrócił uwagę, jak ważne jest doświadczenie w budowaniu emocji; Daniel Kahneman, który szturmem podbija podręczniki marketingu ze swoim rozróżnieniem pomiędzy Systemem 1 (emocjonalnym) a Systemem 2 (racjonalnym); Anthony Greenwald i Mahzarin Banaji, którzy pokazują, jak silne potrafią na nas wpływać stereotypy czy Russel Fazio pokazujący, że siła naszych własnych postaw, mimo iż może być nam świadomie niedostępna, determinuje nasze przyszłe zachowania.
Każdy z tych badaczy prowadził fascynujące i oryginalne badania, które wielu ludziom otworzyły oczy na to, jak tak naprawdę funkcjonujemy i jak wielką rolę w naszym życiu odgrywają emocje oraz w jaki sposób możemy je badać. Starając się kultywować te tradycje my również prowadzimy bardzo interesujące badania – zaczynając od mocno rozrywkowych, takich jak sprawdzenie jak mózgi kobiet i mężczyzn reagują na filmy z Agentem 007, czy który z odtwórców głównej roli był najprzystojniejszy, poprzez analizę niuansów komunikacji największych koncernów czy preferencji marketingowych konsumentów, aż po bardzo życiowe badanie tego, jak reagujemy na ostrzeżenia na paczkach papierosów i jak zwiększyć ich skuteczność.
Artur: Czy są grupy konsumentów, które są najbardziej/najmniej podatne na „manipulacje” i chwyty reklamowe? Z czego to wynika?
Natalia Suska: Nasza podatność na manipulacje w komunikacji reklamowej jest związana z wolnymi zasobami poznawczymi, którymi dysponujemy w danym momencie. Natłok informacji wokół nas powoduje, że nasz mózg nie nadąża z ich przetwarzaniem. Mamy coraz mniej czasu, jesteśmy coraz bardziej zabiegani, co wpływa bezpośrednio na to, że skraca się również czas na podejmowanie decyzji konsumenckich. To zaś uniemożliwia dogłębne analizowanie każdego komunikatu. Stajemy się bardziej podatni na chwyty reklamowe bez względu na to, do której grupy konsumentów należymy. Niektórzy próbują z tym walczyć, tak aby podczas zakupów emocje nie wzięły nad nimi góry – robią sobie dokładne listy zakupów i próbują się ich ściśle trzymać. Jednak takie podejście nie zdaje egzaminu podczas surfowania w sieci.
Przeglądamy różne strony internetowe a algorytmy wyłapują, co nas interesuje i podsyłają nam odpowiednie oferty w formie pop-up. I tu może zadziałać impuls. To, czy jesteśmy bardziej lub mniej podatni na „manipulację” reklamową zależy od miejsca, ale też od rodzaju produktów. Mówiąc o rodzaju produktu mam na myśli wielkości naszej inwestycji przy zakupie – im większa inwestycja (coś jest bardziej kosztowne), tym większa uważność. Jednak pamiętajmy, że dla każdego duża inwestycja oznacza coś innego.
Artur: Jakie badania warto zrealizować podczas planowania launchu nowego produktu, marki lub projektu, aby zwiększyć sukces marki?
Anna Szydło: Jako firma badawcza dostajemy tego typu pytania niemal za każdym razem, gdy spotykamy się z klientem. Wprowadzając nowy produkt czy markę warto rozpocząć proces od przyjrzenia się samemu konsumentowi oraz jego potrzebom. To właśnie badanie kodu kategorii produktowej jaki funkcjonuje w umysłach konsumentów rekomendujemy jako pierwszy etap. Na tym etapie musimy pamiętać, aby nie koncentrować się jedynie na aspektach czysto racjonalnych, a więc takich, które nasz użytkownik wymieni zapewne jako pierwsze. Przykładowo: w badaniu, które realizowaliśmy z naszym wieloletnim partnerem w Wielkiej Brytanii, w kategorii chusteczek dla dzieci matki deklarowały, że najważniejsza jest ich efektywność, prosty skład oraz łatwość użytkowania, a więc wartości/właściwości do tej pory komunikowane przez większość producentów. Szybko zorientowaliśmy się, że mamy do czynienia z tzw. „efektem papugi” oraz „efektem sufitowym” – konsumenci powtarzają to, co najczęściej słyszą i automatycznie uznają wszystkie te motywy jako ważne. W rezultacie dowiadujemy się, że ponad 90% konsumentów kieruje się przy zakupie każdym z nich w równym stopniu. Ale czy faktycznie tak jest?
Badanie analizujące emocjonalną pewność postawy wskazuje, jaki jest faktyczny Indeks Pewności każdej z deklarowanych potrzeb. Dzięki temu zawyżone na poziomie racjonalnym wyniki zostają zweryfikowane – i tak powstaje emocjonalny ranking potrzeb. Tym sposobem wykazaliśmy, że spośród wszystkich testowanych motywów jedynie komfort użytkowania wpływa na faktyczny wybór konsumentek. Wykorzystanie badania kategorii jako pierwszego etapu pozwoliło zweryfikować drivery w kategorii. Następnie sprawdziliśmy, jak na odkrytych wymiarach radzi sobie marka klienta i najbliższa konkurencja. Takie dwuetapowe podejście pozwala na określenie mocnych i jednocześnie unikalnych stron marki. Mając tak silne fundamenty, można budować wiarygodną komunikację nowego produktu lub marki, zwiększając swoje szanse na sukces.
Artur: Czy kreacje internetowe i tradycyjne różnią się w odbiorze emocjonalnym, jak i reakcji konsumentów? Mówiąc wprost – czy kanał komunikacji i nośnik ma znaczenie?
Anna Szydło: W dzisiejszych czasach komunikacja internetowa oraz wszelkie działania w mediach społecznościowych są niemalże nieodłącznym punktem strategii marketingowych i media planów. Nośnik czy też kanał komunikacji, z jakim styka się konsument w takiej sytuacji, odbierany jest w nieco inny sposób. Obecnie kontakty te są z reguły krótsze, ale jest ich więcej, a co za tym idzie powinny być zaprojektowane tak, by w krótkim czasie przyciągnęły naszą uwagę i w konsekwencji wywołały u nas pożądaną reakcję. Taką reakcją może być kliknięcie w baner, przejście na stronę marki, obejrzenie filmiku czy finalnie zakup. Oczywiście znajdą się marki, które wciąż starają się robić dłuższe spoty i umieszczają je jako element poprzedzający program czy film w usłudze VOD. Tak czy inaczej internet stwarza bardzo dużo możliwości, głównie ze względu na swoją interaktywność.
Dzięki digitalizacji komunikacji marketingowej konsument podejmuje działanie zdecydowanie szybciej i nierzadko pod wpływem impulsu. Nawet krótki filmik, baner czy grafika, jeśli zaangażuje konsumenta, może przenieść go bezpośrednio na stronę z produktem, gdzie za pomocą kilku kliknięć dokona on zakupu. Komunikacja cyfrowa to obecnie bardzo ważny punkt styku z marką, mający niebagatelny wpływ na ścieżce zakupowej konsumenta. Dobrze udaje się to wciąż tylko nielicznym. Przykładem niech będzie case Pepsi, który w 2010 roku zmniejszył wydatki na reklamę tradycyjną (zrezygnowano nawet z reklamy podczas SuperBowl) na rzecz największej w historii kampanii social mediowej „The Refresh Project”. Wszystkie cele programu zostały spełnione poza jednym – zwiększeniem sprzedaży… Co więcej, marka odnotowała spadek w udziale rynkowym w stosunku do swojego największego konkurenta. Ta historia pokazała, że nie wszystkie marki są gotowe na rezygnację z tradycyjnych kanałów komunikacji. Z naszego doświadczenia wynika, że kluczowe jest stworzenie takiej treści, która nie będzie obojętna odbiorcy; treści, która jest w stanie zaangażować emocjonalnie i wytworzyć pewnego rodzaju interakcję. Trochę jak w związku dwojga ludzi – coś musi się dziać, coś ważnego dla nich samych, żeby ta relacja się utrzymała.
Z jednej strony jest to umiejętność kreowania treści, które niosą pozytywny ładunek, ale równie ważne jest to, żeby coś na tej emocji było budowane. Muszą to być emocje kojarzone z marką i jej światem. Tutaj problemem może być nie tyle umiejętność wykorzystania internetu, ale stworzenie historii o marce, która zainteresuje, zainspiruje i w efekcie wytworzy emocje, które wygenerują lajka czy follow-up. Następny kamień milowy to tworzenie interakcji na bieżąco. Ludzie to istoty zainteresowane przede wszystkim sobą. Ważne jest więc, aby wpleść markę w życie jej odbiorców. Historia, którą tworzymy, nie może być jedynie o marce samej w sobie – musi ona brać udział w życiu odbiorcy.
Świadomość polskich marketingowców na temat badań emocji konsumentów – wyzwania i perspektywy rozwoju
Artur: Jaka jest świadomość polskich marketingowców na temat badań bazujących na emocjach konsumentów?
Natalia Suska: W ostatnich latach ta świadomość znacznie się zwiększyła. Coraz więcej polskich klientów wie, że takie metody istnieją, ale nie do końca zdają sobie sprawę z możliwości, jakie badania biometryczne oferują. Aż 80% naszego biznesu to klienci zagraniczni – jesteśmy obecni w ponad 50 krajach, mamy ponad 100 partnerów badawczych i klientów na całym świecie. W Polsce najbardziej popularną metodą biometryczną wciąż jest eye tracking, który dotyczy jedynie pomiaru uwagi wzrokowej, pomijając jednak aspekty emocjonalne. Dodatkowo na naszym rynku nadal istnieje duże przywiązanie do tradycyjnych metod badawczych. Nie oznacza to jednak, że takie podejście jest niewłaściwe. Badania neuromarketingowe należy traktować jako komplementarne wobec klasycznych metod. Pogłębiają i wyostrzają pozyskane w klasyczny sposób insighty. Jak to wygląda? Jeśli na przykład chcesz dowiedzieć się, czego oczekują klienci od oferowanego przez Ciebie produktu, to zanim stworzysz ankietę do badania za pomocą czasu reakcji musisz opracować listę pytań. I tu przydatne mogą okazać się grupy fokusowe. Podczas takich wywiadów dowiadujesz się wielu ciekawych rzeczy, np. w jaki sposób ludzie stosują Twój produkt, w jakich sytuacjach, czego oczekują, czego im brakuje, co przeszkadza itp.
Taka eksploracja daje wiele informacji, jednak wśród potoku słów i potrzeb często trudno wyłuskać te, które są naprawdę istotne. Dlatego w kolejnym kroku warto przefiltrować wypowiedzi respondentów oraz sprawdzić, czy dana potrzeba jest na poziomie emocjonalnym naprawdę istotna dla grupy docelowej, czy jest jedynie pobożnym życzeniem. Takie podejście ułatwia hierarchizację potrzeb i wartości związanych z marką. W przypadku badań za pomocą EEG/GSR/ET często działamy odwrotnie. Badanie reakcji mózgu traktujemy jako punkt wyjścia (swego rodzaju rentgen) – identyfikujemy, które elementy są odbierane jako pozytywne, a które generują mniej korzystne reakcje. W kolejnym kroku dopytujemy respondentów o poszczególne sceny, elementy komunikacji, odkrywając przyczynę reakcji. Dzięki takiemu kompleksowemu podejściu otrzymujemy pełen obraz postrzegania marki lub komunikacji oraz wiarygodne informacje o potrzebach grupy docelowej.
Artur: Czy ewentualną barierą może być koszt, czas lub sceptycyzm wobec wyników?
Anna Szydło: W przypadku realizowanych przez NEUROHM badań jedyny sceptycyzm, z którym czasem się spotykamy, to niechęć do zmiany. Mam tutaj na myśli zmianę dotychczasowo stosowanych metod badawczych. Tak jak wspominała Natalia, wiele firm nadal korzysta z metod tradycyjnych, jak np. grupy fokusowe czy ankiety papier-ołówek. Choć w ostatnich latach sytuacja ta dość mocno się zmieniła, nawet w przypadku badań HRowych. Dbamy o to, by klienci korzystający z naszych technologii nadal mogli cieszyć się wynikami, do których są przyzwyczajeni, dlatego zachęcamy do ich łączenia. Otrzymane wyniki nie różnią się od tych, z którymi klient do tej pory pracował, ponieważ metoda pomiaru czasu reakcji uwzględnia tradycyjną warstwę deklaracji, którą wzbogacamy o Indeks Pewności aby nadać wynikom ostrości. Jeśli chodzi o czas – jest on niewątpliwą zaletą naszych metod – ankieta przeprowadzana wśród badanych trwa zaledwie kilka minut, a klient otrzymuje wyniki poprzez zautomatyzowaną platformę zaraz po jej zakończeniu. W przypadku badań wymagających przygotowania raportu opisowego czas ten wydłuża się do kilku dni roboczych. Jeśli chodzi o koszty badań należy podkreślić, że na przestrzeni ostatnich lat ich ceny stały się niezwykle konkurencyjne, głównie z racji zautomatyzowania wielu procesów oraz dostępności online. To samo badanie 8 lat temu kosztowałoby 4 razy więcej.
Artur: Biorąc pod uwagę aktualne trendy w zakresie sztucznej inteligencji oraz big data – jak będzie wyglądała przyszłość w badaniach emocji?
Prof. Rafał Ohme: Świat badań w ciągu ostatnich lat uległ znacznej przemianie. Pojawiły się nowe narzędzia, nowe możliwości i dziś nic nie wskazuje na to, aby ten trend miał zwolnić. Wręcz przeciwnie – komputery zrewolucjonizowały sposób, w jaki przeprowadzamy badania, internet zmienił czas, w jakim uzyskujemy wyniki, a smartfony zmieniły miejsce, w którym badania się odbywają. Wiele z klasycznych metod i teorii zostało doprecyzowanych przez rozwój nauki i wiedzy na temat tego, jak funkcjonuje nasz mózg i jak ważną rolę pełnią doznania, czyli emocje. Stało się to ważne do tego stopnia, że pomiar emocji jest kluczowy w wielu aspektach życia, w tym w marketingu czy HRach. W kilku następnych latach ten trend tylko przyspieszy – zmieni się całokształt tego, jak patrzymy dziś na badania. Zamienimy interwałowe pomiary ad hoc na badania ciągłe, które są prowadzone non stop. Liczba danych dostępnych „od ręki” zwiększy się drastycznie, a co za tym idzie, zwiększy się też liczba możliwych do uzyskania insightów.
W projekcie nazwanym „Inteligentne Przedsięwzięcie” (Intelligent Enterprise) miękkie dane pochodzące z feedbacku konsumentów, pracowników i menadżerów będą integrowane z twardymi danymi operacyjnymi, np. z systemu SAP. Teraz trzyma się je w odrębnych silosach i świat marketingu mało wie o kłopotach np. logistyki i vice versa. Już niebawem brand manager będzie natychmiast wiedział o tym, że spada sprzedaż produktu, którym się opiekuje i będzie miał dostęp do kilkunastu możliwych wyjaśnień tego zjawiska – podanych mu na tacy przez zarządzenie doznaniami (experience management) oraz sztuczną inteligencję. Pozostanie mu wtedy odsiać ziarno od plew i znaleźć sposób na to, by być pewnym, który powód jest tym kluczowym, bowiem maszyny nie wiedzą o nas wszystkiego. Mają problem z analizowaniem i kontekstualnym umiejscowieniem emocji. Wiele jest tutaj do zrobienia, ale przyszłość należy do inteligentnych przedsięwzięć, czyli streamu danych na temat naszych doświadczeń, emocji, preferencji i postaw połączonych z danymi operacyjnymi, czyli sprzedażą, logistyką czy komunikacją. Uważni obserwatorzy już widzą, że te zmiany się rozpoczęły. W NEUROHM pracujemy nad nimi od lat, aby być gotowi już zaraz…
Rozmawiał: Artur Maciorowski
NEUROHM - Firma badawcza powstała na bazie prac badawczych prowadzonych przez prof. Rafała Ohme od 1997 r. Eksperci firmy NEUROHM stworzyli autorskie metody badawcze BIOCODE™ i BIONAVI™ oraz automatyczną platformę online iCode™.
www.neurohm.com